poniedziałek, 27 października 2014

louder, harder, more...

Życie w akademiku kwitnie, tak samo mogę powiedzieć o moich studiach. Coraz lepiej idzie mi poruszanie się po Olsztynie, wiem do którego autobusu mam wsiąść czy, w którą dróżkę skręcić by wyjść jak najbliżej wydziału(no wiecie, jak najmniej spalania energii na niepotrzebne rzeczy, bo niestety usnęło mi się już kilka razy na wykładach xD). Wierzcie mi, ale te skróty bywają niesamowitymi miejscami. Aż chciało by się stać i robić zdjęcia. Na moje nieszczęście baterie w aparacie padły i nie mam jak ich podładować, więc większość zdjęć jest robiona moim "niezawodnym" telefonem. Więc ich jakość jest dość niska.

Studia według wielu osób to przede wszystkim zabawa. I ja nie twierdzę, że troszeczkę zabawy mi się przyda. Ale trzeba odnaleźć w tym całym galimatiasie "złoty środek". Ustawiłam sobie cele i chcę teraz do nich dążyć, bo domyślam się co może mnie czekać po tych kilku latach pracy. I wierzę w swoje możliwości co jest dla mnie bardzo motywujące. Wiara w to, że będę kiedyś kimś ważnym. Może nie dla całego świata, ale dla otaczającego mnie otoczenia. 

I to tak naprawdę mnie nakłania do robienia notatek, sprawozdań, ćwiczeń. Nie jest łatwo. Nikt nie mówił, że tak będzie. Czasami, aż mnie bierze, jak coś mi nie wychodzi a muszę szybko coś zrobić. Wiem stres morderca nie ma dla mnie serca. Wertuję podręczniki, staram się pisać wszystko na bieżąco (czasami troszeczkę mi nie wychodzi, ale na szczęście w grupie na roku wzajemnie sobie pomagamy). Bo dobre notatki to pełne informacji notatki. I choć istnieją osoby, które uważają, że ksero jest zbawienne na studiach i przydaje się w każdym możliwym momencie (nie mówię, że nie korzystam z ksero), że tylko "kujony" robią notatki, naprawdę nie znają wartości własnoręcznie napisanego eseju z wykładów. Ja cenię każdą literkę, bo wiele się uczę pisząc to co wykładowca ma powiedzieć. 

Dodatkowo udało mi się w piątek na Samorządzie Terytorialnym zaliczyć prezentację na 5 i nie muszę chodzić na ćwiczenia do końca semestru ^^ Szkoda, że z fizyki tak się nie da, bo dr inż. January naprawdę mnie przeraża momentami. Wiecie taki troszeczkę "dziadkowaty", ale ma spojrzenie, którego można się bać. A raczej powinno się bać. Fizyka jak na razie jeszcze się na 100% nie zaczęła a więc nie jestem jeszcze narażona na dodatkowe stresy.

Co do reszty zajęć na uczelni to boję się koni. A inteligentnie Asssiek poszła na wf na jazdę konną. Gratuluję! Dwa tygodnie temu duży, czarny koń próbował mnie zabić dlatego w ten piątek wzięłam najmniejszego i najłagodniejszego konika a i tak się bałam. Bądź co bądź nigdy nie siodłałam konia, rzadko też pomagałam przygotowywać go do jazdy, więc strach jest ogromny. Ale udało mi się usiąść na koniu. I krzywdy mi nie zrobił. Na razie. Po Wszystkich Świętych postaram się zrobić parę zdjęć.


A Wam jak mijają dni w szkole/na studiach?
Dears
thanks for your comments on my page. I love to read your kind words from you.
If you want to invite me to your blog - please leave a link. Gladly I'll check to you.
Kisses xoxoxo